środa, 17 marca 2010

Temperatura spada

Zapał na bycie perfekcyjną i utrzymywanie czystości w całym domu troszkę mi spadł. Z samego rana pojechałam na zakupy i tak zleciało mi pół dnia. Kupiłam wszystko co chciałam: wiklinowe kosze, eleganckie pudełka (na ozdoby świąteczne i inne duperelki), drewniane wieszaki (bo te plastikowe są brzydkie) i kilkanaście woreczków lawendowo-herbacianych, które można zawiesić w szafie, aby uprania ładnie pachniały. Po powrocie do domu i zrobieniu lekkiego obiadu (pierwszy dzień diety – taka dieta, nie-dieta – po prostu staram się gotować zdrowiej i mniej kalorycznie) przyszła pora na sprzątanie szaf w przedpokoju. To sanktuarium wszystkiego co nie potrzebne. Od starych ubrań, przez Zosine zabawki, po ozdoby świąteczne i nieprzydatne prezenty. Wywalenie wszystkiego z szafy okazało się nad wyraz proste. Układaniu i porządkowaniu nie było końca. A po 16 musiałam zacząć się szykować na zebranie w Zośki szkole. Wróciłam po 19 i już nie miałam zapału na sprzątanie. Staram się pamiętać najważniejszą zasadę tego domu – odkładanie rzeczy na miejsce – to faktycznie działa. Ale przydałoby się już umyć podłogi na parterze, zrobić kolejne pranie i wyprasować ciuchy, które nagromadziły się już z trzech prań (teraz mogę prasować, bo w szafach w sypialni już jest porządek). Jak ja żyłam pracując, zajmując się domem, dzieckiem, do czasu także mężem…?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz