czwartek, 11 marca 2010

Stringi, czyli jak najadłam się wstydu

Spokojnie, nie jestem ekshibicjonistką i nie paradowałam w stringach po ogrodzie. No prawie… W zasadzie to tylko pierwsza część zdania jest zgodna z prawdą. Paradowałam w skąpych gatkach po ogrodzie. Ale nie miałam ich na pupie, tylko na … głowie, a raczej na twarzy. Wiem, że to głupie i niedorzeczne! Od początku…
Zośka obudziła mnie koło 7.00 z pretensjami, że coś strasznie śmierdzi w przedpokoju (moja córeczka użyła tutaj niecenzuralnego czasownika, które w tym wypadku trafniej oddało intensywność nieprzyjemnego zapachu). Faktycznie – w całym już domu śmierdziało. Przyczyna leżała w moim przedpokoju, a konkretniej w jednym z worów na śmieci. Nie wiedziałam wtedy jeszcze, co tak śmierdziało (nie miałam zamiaru zaglądać do środka i robić dochodzenia, co jest przyczyną zaistniałego stanu rzeczy). Trzeba się było tego pozbyć jak najszybciej. Pech jednak nie chodzi parami. W moim życiu chodzi on stonogami! Po pierwsze śmieci przed domem jeszcze nie zostały wywiezione. Po drugie feralny worek w momencie, w którym go podniosłam, pękł, a zawartość rozwaliła się na parkiet. Ot, i jest nasz śmierdziuszek – pękł słoiczek z oleistą substancją i jakimiś glutkami. Były to ryby w oleju autorstwa mojej byłej teściowej (dała je P. cztery lata temu na Gwiazdkę). Po kiego grzyba trzymałam je tyle czasu w szafce?
Smród był nie do zniesienia. A ja już nie mogłam wytrzymać. Czułam, że za chwilę zwymiotuję. Przypomniałam sobie, że Anthea, kiedy ma styczność z czymś nieprzyjemnie pachnącym tudzież toksycznym, zakłada na twarz stringi (taką bieliźnianą maseczkę można skropić perfumami, żeby czuć ładny zapach). Matko jedyna ja i stringi?! Moje majtki zasłoniłyby mi pół twarzy z oczami. Uboczny efekt braku faceta (coś z tym zrobię, ale nie teraz). Zosia pożyczyła mi swoje stringi (moja mała dziewczynka nosi taką bieliznę? Czy ona już … – nawet nie chcę o tym myśleć). Założyłam je na twarz tak, że nos i usta miałam zakryte. Pozbierałam wszystko do nowego wora na śmieci. Na wszelki wypadek zabezpieczyłam go podwójnie. Teraz należało już tylko wynieść go przed dom i mieć nadzieję, że panowie śmieciarze wezmą go ze sobą (mają ponoć zakaz brania śmieci, które znajdują się poza koszem – paranoja jakaś). I tutaj zaczyna się mój czwarty i piąty pech. Byłam w takim stanie, że po wyjściu z domu zapomniałam ściągnąć majtek z twarzy, a od drzwi wejściowych do kosza na śmieci (który wystawiłam wczoraj wieczorem przed domem) miałam ładnych 15 metrów. Zostałam przyłapana przez sąsiadkę i jednego pana pracującego dla Alby. Co za wstyd. Gdy tylko uwolniłam obie ręce (które trzymały nieszczęsny worek), ściągnęłam pośpiesznie stringi z głowy. Będąc już w domu dotarło do mnie, że jestem jeszcze w piżamie … z Kubusiem Puchatkiem i Prosiaczkiem!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz