wtorek, 16 marca 2010

Ktoś ukradł mi talię

Trochę mój harmonogram wymknął mi się spod kontroli. Dzisiaj już miałam zająć się gabinetem, a tu jeszcze szafy i szuflady w sypialni nie tknięte. A wszystko przez ten wczorajszy incydent z panem Wojtkiem (przez niego skopałam wory do garażu). Rozsypane śmieci sprzątałam potem do obiadu (broń Boże nie robiłam posiłku ze śmieci! – chodzi tylko o porę dnia – o 13. zabieram się zwykle za przygotowywanie obiadu). W sypialni zajęłam się wszystkim oprócz tymi szafami. Wywalenie ciuchów na łóżko zajęło chwilkę. Potem ręce mi opadły. Z selekcją wolałam poczekać na Zosię, żeby doradziła mamusi, czego się pozbyć, a co zostawić. I potem przyszło mi żałować, że sama nie uporałam się z klamotami. Moja córka – jako ta, która zna się na modzie (do 35. sama uważałam się za trendsetterkę) – kazała mi każdy ciuch, ubranie po ubraniu, przymierzać.
W pracy zawsze ubierałam się elegancko. Dobrze skrojone garsonki, kostiumy, sukienki. Lubiłam styl Audrey Hepburn i Jacklin Kennedy. I podobnie się ubierałam. Dbałam o figurę (w sumie to praca dbała o moją sylwetkę – dużo obowiązków i mało czasu na wszystko, zwłaszcza na regularne posiłki) o wygląd zewnętrzny – perfekcyjny makijaż, dobrze ułożone włosy. Eh…
Teraz ciągle dżinsy, koszulki, sweterki. Ta garderoba – lekko powyciągane rękawy, przetarte spodnie na kolanach – pasowała do mojej nowej sylwetki. Dopiero przymierzając kostiumy, żakiety, nawet spodnie – odkryłam brak talii. W trzy miesiące przybyło mi 5 (może 6) kg. Ale nie sądziłam, że wszystko pójdzie w brzuszek. Odechciało mi się już dalszych przymiarek. Zośka okazała się nieludzko stanowcza. I dalej przymierzałam i odkładałam ciuchy na odpowiednią kupkę:
1. dobre i zostawić,
2. złe i wyrzucić,
3. złe i oddać lub sprzedać,
4. złe, ale zostawić, bo schudnę (największa sterta).
Jakoś poszły te porządki, chociaż zostałam w nie najlepszym nastroju. Pójdę spać bez kolacji (od dziś ostatni posiłek o 18.). A teraz pora na poprawę humoru – wieczór z „Klubem Szalonych Dziewic” (szkoda, że bez lampki wina – za późno już i za dużo kalorii).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz